Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   75   —


Przyjdę kiedy odwiedzić matkę pani; proszę jej to powiedzieć. Dzwonek nas wzywa już na herbatę, bo ją wcześnie teraz pijamy ze względu na chłopca. Zejdź pani z nami, jako dobra sąsiadka.
— Jeżeli pan sobie życzy.
— Czy prosiłbym, gdyby inaczej było? — odrzekł i podał jej rękę ze staroświecką grzecznością.
— Coby Małgosia na to powiedziała? — myślała Ludka schodząc na dół, i oczy jej się śmiały na myśl, że będzie to wszystko opowiadać w domu.
— Co się stało temu chłopcu, u Boga? — rzekł stary gentleman, gdy Artur biegł żywo ze schodów i stanął zdumiony na widok Ludki, idącej pod rękę z jego dziadkiem.
— Nie wiedziałem, żeś powrócił, sir, — odezwał się, gdy Ludwisia rzuciła na niego trjumfujące spojrzenie.
— I dlatego pewnie tak podskakujesz. Chodź na herbatę mój panie, i zachowaj się jak przystoi gentlemanowi. — Pociągnąwszy chłopca za włosy, co znaczyło pieszczotę, poszedł dalej; Artur tuż za nim wyprawiał tak komiczne miny, że Ludka o mało nie wybuchnęła śmiechem.
Stary gentleman niewiele mówił, pijąc swe cztery filiżanki herbaty, ale się przyglądał dwojgu młodym, którzy szczebiotali jak starzy znajomi. Nie uszła też jego oka korzystna zmiana w Arturze: kolory, światło i życie wystąpiły mu na twarz; ruchy nabrały żywości; śmiech stał się serdeczny i wesoły.
— Ona ma słuszność; chłopiec jest osamotniony, i te dziewczynki mogą mu oddać wielką przysługę, — myślał pan Laurence, patrząc i przysłuchując się. Podobała mu się Ludka z oryginalnego, śmiałego obejścia, przytem zdawała się rozumieć chłopca prawie tak dobrze, jakgdyby nim samym była.