Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Masz słuszność, dziewczyno, tak jest rzeczywiście! kocham wprawdzie tego chłopca, ale mię doprowadza do ostateczności, i nie wiem na czem się to może skończyć.
— Powiem panu, — on ucieknie. Zaledwie domówiła tych słów, już jej żal było, — chciała bowiem tylko ostrzec, że Artur nie zniesie wielkiej niewoli, i nakłonić do większej ostrożności w obejściu.
Czerwona twarz pana Laurence zmieniła się nagle, i usiadł, rzucając pomieszane spojrzenie na portret pięknego mężczyzny, wiszący nad jego biurkiem. Był to ojciec Artura, który uciekł w młodości i ożenił się wbrew woli surowego ojca. Ludka byłaby sobie odgryzła język, odgadywała bowiem, że biedak myśli z żalem o przeszłości.
— Nie dopuści się tego, jeżeli go pan nie będziesz dręczył i nużył zbyteczną pracą naukową. Ja także miewam często chętkę frunąć w świat, zwłaszcza odkąd noszę krótkie włosy, i jeżeli kiedy znikniemy, możesz pan poszukiwać dwóch chłopców na okrętach do Indji wyprawianych.
Ponieważ mówiła ze śmiechem, panu Laurence zrobiło się lżej na sercu, i zaczął brać tę rzecz z żatobliwej strony.
— Jak śmiesz, psotnico, tak się odzywać? gdzież poszanowanie i przyzwoitość? Bóg z wami, dzieci! wiele kłopotu zadajecie, a jednak trudno się bez was obejść, — rzekł szczypiąc jej wesoło policzki.
— Idź sprowadzić chłopca na obiad, powiedz mu, że wszystko załatwione, i poradź, żeby nie przybierał tragicznych min z dziadkiem. Nie zniosę tego.
— On nie przyjdzie, bo ma żal, że mu pan nie ufasz; uważam, że jest bardzo zniechęcony.
Usiłowała przybrać patetyczny wyraz twarzy, lecz widocznie jej się to nie powiodło, pan Laurence zaczął się