Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieka? — spytała Ludka, gdy głos matki zadrżał trochę przy ostatnich wyrazach.
— Pieniądze są dobrą i użyteczną rzeczą, i spodziewam się, że moje dziewczęta nigdy nie uczują boleśnie ich braku, ale też nie będą kuszone zbyt wielką ilością. Chciałabym, żeby Jan miał tyle, aby wolny był od długów i zapewniał Małgosi wygodne życie. Nie pragnę świetnej fortuny, błyszczącego stanowiska, ani wielkiego imienia dla moich dziewczątek. Gdyby stanowisko i pieniądze szły w parze z miłością i cnotą, przyjęłabym je chętnie i radowałabym się waszem powodzeniem; ale wiem z doświadczenia, jak wiele prawdziwego szczęścia można znaleść w skromnym domku przy pracy na chleb codzienny i mimo prywacji, które czynią milszemi rzadkie rozrywki. Cieszę się, że Małgosia zacznie od małego, bo jeżeli się nie mylę, bogatą będzie w taki skarb, jakim jest serce dobrego człowieka, a to lepsze od majątku.
— Rozumiem cię, mamo, i zupełnie zgadzam się z tobą, ale to jest zawodem dla mnie, bom sobie układała, że Małgosia pójdzie kiedyś za Teodorka i do końca życia opływać będzie w zbytkach. Czyby to nie było dobrze? — zapytała z rozjaśnioną twarzą.
— Wszakże Teodor młodszy jest od niej, — odezwała się pani March; lecz ona przerwała.
— To nic nie znaczy! on jest dojrzały i wysoki na swój wiek, a jak chce, to się umie zachować, jak dorosły mężczyzna. Przytem bogaty, szlachetny, dobry — i kocha nas wszystkich. Doprawdy szkoda, że mój plan spełznie na niczem.
— On mi się zdaje za młody dla Małgosi i za mało jeszcze wyrobiony, żeby kobieta mogła od niego zależeć. Nie rób planów, Ludko, niech czas i własne serca stanowią