Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odpowiedziała Małgosia, uśmiechając się do siebie w cieniach nocnych.
— W jakim kolorze najlepiej je lubisz?
— W ciemnym, to jest — czasami — niebieskie są ładne.
Ludka roześmiała się, a siostra surowo zakazała jej mówić, potem mile obiecała zwijać jej loczki, i gdy usnęła, śniło jej się, że mieszka w swym zamku na lodzie.
Zegary biły północ i w pokojach było bardzo cicho, kiedy jakaś postać zaczęta przesuwać się od łóżka do łóżka, to gładząc którą kołdrę, to poprawiając poduszkę, i zatrzymywała się długo, by tkliwie przyjrzeć się każdej z tych uśpionych twarzyczek, złożyć pocałunek z cichem błogosławieństwem i zasłać do nieba tak gorącą modlitwę, jak tylko matki umieją. Gdy podniosła firankę, aby spojrzeć na posępną noc, księżyc wysunął się nagle z poza chmur i zajaśniał nad nią jak pogodna, promienna twarz, która zdawała się szeptać wśród ciszy: „pociesz się, drogie serce, zawsze jest światłość za chmurami.“