Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   171   —


niż gdyby jej przywróciła różową okrągłość młodych lat.
— Otrzymałam pudełko czekolady i obrazek, który chciałam skopjować, — rzekła Amelka, pokazując paczkę z poczty.
— A do mnie napisał pan Laurence, z prośbą, żebym przyszła grać o zmroku, i pójdę, — dodała Eliza, której przyjaźń ze starym gentlemanem pięknie się rozwijała.
— Teraz trzeba się krzątać i pracować za dwa dni, żebyśmy się mogły bawić jutro swobodnie, — powiedziała Ludka, biorąc miotłę w miejsce pióra.
Gdy słońce zajrzało nazajutrz do pokoju dziewcząt z obietnicą pięknej pogody, przedstawił mu się komiczny obraz, bo każda z nich uczyniła pewne przygotowanie do zabawy. Małgosia dodała jeden szereg papilotów nad czołem; Ludka ogromnie namaściła twarz cold-creamem; Eliza wzięła z sobą Joasię do łóżka, żeby jej wynagrodzić bliskie rozłączenie; Amelka zaś przykryła sobie głowę i ścisnęła nos szczypcami, podobnemi do szpilek, jakich używają artyści do przymocowania papieru na desce — chciała bowiem w ten sposób podnieść w górę szpecący ją nos. Zdaje się, że słońce bawiło się tym śmiesznym widokiem, bo wniknęło z takim blaskiem, że się Ludka ocknęła i rozbudziła siostry, śmiejąc się serdecznie z pomysłu Amelki.
Promienie słoneczne i śmiech były dobremi wróżbami dla wycieczki, i wkrótce wesoły ruch rozpoczął się w obu domach. Eliza, która najpierw była gotowa, donosiła co się dzieje w sąsiedniej bramie, i jej telegramy przesyłane od okna uprzyjemniały siostrom czas ubierania się.
— Idzie człowiek z namiotem, — mówiła, — pani Barkes układa przekąskę w dużych koszykach, Pan Laurence przygląda się niebu i chorągiewce. Chciałabym, żeby