Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie żyją. Pomimo to dziś ludzie, dzierżący ster rządu w swej ojczyźnie, stanowią prawa, dla uchronienia siebie od krzywd; nadto prócz tak zwanych krewniaków starają się uzyskać pomoc innych jeszcze przyjaciół, otaczają państwa swe warowniami, gromadzą oręż dla obrony przed napaścią i prócz tego starają się jeszcze o innych sprzymierzeńców, a, chociaż wszystko to mają w swem rozporządzeniu, jednakże nie są zabezpieczeni od napaści. Ty zaś, który nic z tego nie posiadasz i spędzasz wiele czasu po drogach, gdzie bardzo wielu ludzi wystawionych jest na krzywdy; ty, który, w razie przybycia do jakiegokolwiek państwa, wobec obywateli jego drugorzędne zajmujesz miejsce, będąc jednym z tych, na których najwięcej napadają ludzie, chcący innych krzywdzić; ty, mimo to wszystko, sądzisz, że wskutek swego charakteru cudzoziemca możesz ujść krzywdy? Czy dlatego tak jesteś pewnym siebie, że państwa zapowiadają ci bezpieczny wjazd i wyjazd? Czy też dla tego, że, podług twego widzenia rzeczy, byłbyś takim niewolnikiem, który żadnemu panu pożytku nie przyniesie? Któż, w rzeczy samej, chciałby mieć w swym domu człowieka, nie chcącego wiele pracować, a tylko zażywać najrozkoszniejszego rodzaju życia? Przypatrzmy się też, w jakito sposób obchodzą się panowie z takimi niewolnikami! Czy nie starają się okiełznać ich zmysłowej pożądliwości głodem? czy nie powstrzymują ich od kradzieży, zamykając przed nimi wszystko, skąd można byłoby coś unieść? czy nie powściągają ich od ucieczki więzami, a lenistwa czyż nie wypędzają z nich chłostą? Albo ty sam, jak postępujesz, gdy spostrzeżesz takiego człowieka w liczbie swoich niewolników?