Strona:PL Krzysztof Kamil Baczyński - Kodeks 42-44.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak ciała, które huk gorący
w twych oczach salwą dzisiaj spalił.
A oni patrzą płonąc zwolna,
jakby cię z książki kart poznali.
I liczysz twarze, co się chwieją,
w twych dłoniach czas je na proch pali,
takie samotne jak chłód stali,
jak tu samotna jest nadzieja.

I stoją ściany martwych czynów,
jakby w nie wiatr nasączył krwi,
ściany zamknięte wspólną winą
jak dom bez drzwi.

I krzyż jest czarny zawieszony
na jednej z czterech nagich ścian,
i Bóg o gromny jakby tony
w przestrzeni zmarzłe wielkich dzwonów,
i ciemność wieje z pięciu ran.

My ciągle senni. Ból daleki
nie zrozumiany nigdy do dna,
jakgdyby płomień przez powieki,
tak kruszą nas mocarne rzeki
i zastygamy w bryły chłodne.

A ty, jak kochasz jeszcze, kiedy
ukrzyżowany wzgardą Bóg