Strona:PL Krzak dzikiej róży (Jan Kasprowicz).djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

V.

Opadły Tatry i omdlały,
Gdy na nie cisza rozmarzona
Płaszcz zarzuciła wiewny, biały;
 
Gdy rozpostarła swe ramiona —
Srebrnej rozświetli mgławe smugi —,
Garnące czoła gór do łona:
 
Jak pas szeroki, jak pas długi,
Od Lodowego do Krywania,
A z nimi puszcze, stawy, strugi,
 
Szczyt się przy szczycie ku niej słania...
Ona omdlenie wciąż rozsiewa,
Aż w tym bezkresie wyczerpania,
 
Tuląc się gdzieś do limby drzewa,
Sama wraz z bolem twym omdlewa...