Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
218
J. I. KRASZEWSKI.

Spełnić więc tylko obowiązek stanu możnemu już nadzwyczaj trudno, cóż dopiéro podnieść się do poświęcenia, do ofiary!
Ubogi daje grosz do skarbony, od nich wymagamy tysiąców — toż w świecie czynów, od maluczkich dość chęci poczciwych, od wielkich potrzeba dzieł wielkich.
Niestety! jakże to mało wybranych, z tych wielu powołanych do uczty ewangielicznéj, jak często żebracy z ulic przychodzą zająć miejsca tych gości, co u stołu Chrystusowego zasiąść mieli.
Tamten nie ma siły, ów czasu, inny ochoty, lub wiary, jeden się wyczerpał na igraszki, drugi zachowuje dla jakiéjś tam przyszłości dalekiéj, trzeci ziewa szeroko, a ubodzy w ciszy pracują w czoła pocie.
Czém dawniéj w społeczeństwie zbudowaném na sile pięści (Faustrecht) była arystokracya rycerska, dziś w wieku pracy i przemysłu jest arystokracya mienia. Jakie dawniéj było powołanie kasty zdobywców, dziś jest wszelkiego pochodzenia możnych. Też same ciężary i obowiązki przewodnictwa, kierunku, wodzów i naczelników. Śmiało powiedziéć można, że wejrzawszy na to, czém są możni w kraju, powiemy łatwo, czém się kraj stanie. Jeżeli oni tylko materyalnym uwierzą korzyściom, pójdzie za niemi naród — jeśli się oni uszlachetnią, powiodą za sobą ku dobru; jeśli się skalają, przygotują kał przyszłości.
Sąd więc boży ścigać ich będzie, nie jako jednostki, ale jako wyrazicieli społeczności za nią odpowiedzialnych.
Lecz nie jest-że to głos wołającego na puszczy? Nie, może, — bo widzimy w kraju naszym wielki już postęp od końca XVIII wieku. Pojęcia zmieniły się, podrosły, zmężniały, praca stała obowiązkiem, egoizm sromotą, duma niedarowaną śmiesznością okrywa. Z łona tych możnych, którzy balowali wśród klęsk i upadku powszechnego, wstają dziś ludzie powagi wielkiéj, biorąc się do pługa, do pióra, do wiosła i topora. Wśród nich zapewne są wyjątki, są szały i zobojętnienia, ale prąd dobrego silniejszy porywa słabych nawet i wstyd rumieni ich czoła, nim praca zaczerwieni ręce.
Zaraźliwém jest złe, ale szczęściem i dobre szczepi się i rozradza z wielką siłą, więc nie rozpaczajmy o przyszłości.


Warszawa, dnia 4 sierpnia 1859 r.