Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaczęło niepowodzić. Do tej pory bowiem zawsze i wszystko szło jak z płatka — miano go i on się sam miał za najszczęśliwszego z ludzi. Ale od tej podróży w Hrubieszowskie, od poznania panny Anieli zmieniły się konstellacye i gwiazda bohatera naszego zaćmiła. Na chwilę niby ożenienie ją odsłoniło i zdała się świecić dawnym blaskiem, gdy najniespodzianiej wesele tragicznie zostało rozwiązane, a Zbisław rzucony na przygody, których rozwikłania przewidzieć nie mógł. Fatalna ta kradzież, stosunkowo niewielkiej wagi wypadek pomięszał też szyki. Pan młody choć się pragnął uśmiechać, był posępny i zamyślony. Postrzegła to księżna i naganiła mu niepotrzebne kwasy, których nie lubiła.
— A! Mościa księżno dobrodziejko! zawołał Zbiś — jak tu być dobrej myśli kiedy los prześladuje — z ludźmi walka jeszcze połatawszy, ale z przeznaczeniem... trudna...
— A któż waści powiedział, że masz z przeznaczeniem do czynienia? Że ci się raz powinęła noga, jeszcze niema co rozpaczać, zwłaszcza kto sobie tak radzić umie jak wy.
I pogroziła mu księżna paluszkiem ale biedny pan młody wzdychał.
— Nie, nie, jest jakiś fatalizm — rzekł —