Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To mówiąc Zbisław, choć był tylko okryty opończą od Jurka pożyczoną, poskoczył ku karecie... zrobił minę nieszczęśliwego żebraka, schylił się, wyciągnął rękę i począł...
— Jaśnie Oświecona Księżna Pani! ulituj się nad nieszczęśliwym podróżnym... którego spotkała niedola... raczcie obdarzyć choć...
Grands dieux! to pan... to Zbiś!
Ten w śmiech... głowę podniósł...
— Widzi pani co to nas tu spotkało...
— A to was? o mój Boże!
— Tak, mnie, i moich przyjaciół... do koszuli nas obrano...
— Strach mnie ogarnia... zawołała księżna z powozu — o! już dalej nie pojadę.. będę tu nocowała. Zajeżdżać, grzeczni kawalerowie ustąpią mi z izby, a sami pojdą spać do sieni...
— I przez całą noc będziemy wartę trzymali, ażeby księżnie koni jak nam nie ukradziono...
Tak tedy powóz, bryka i karyolka wtoczyły się z księżną panią i dworem do gospody. Było to prawdziwe błogosławieństwo Boże, księżna Podkanclerzyna wracała z Lublina do dóbr swoich, zaopatrzona obficie we wszystko czego w drodze potrzebować mogła. Jechał z nią kamerdyner, dwie służące, dwóch