Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Klęli że się dach na karczmie trząsł. Tak zszedł cały dzień... dopiero ku wieczorowi Zbisław posłyszał głos Żubra. Żubr na koniu wjechał do gospody i otoczony przez czeladzi, nim zsiadł już się o wszystkim dowiedział. Ale z aprehensyi i zdumienia jakby mu nogi odjęło, koń go do żłobu sam prowadził... W poprzek była belka od słupa do słupa, koń podbiegł nieco, Żubr czołem się ciął o belkę i jak długi o ziemię obalił. Już kiedy bieda to nie jedna, potłukł się, okrwawił a zły był, że o mało konia nie zdusił, wszyscy się zbiegli na to nowe widowisko. Jurek pobiegł po wodę, żeby głowę obwiązać, obstąpiono nieszczęśliwego Żubra.
— Ale gdzieżeś ty oczy miał? żeby też dać się koniowi na belkę wprowadzić! wołał Barański.
Żubr tym bardziej się złościł, jakoś go udobruchawszy, poprowadzono na siano... ale głowa rozbita nie dawała mu się rozgadać.. póki się wódki raz i drugi nie napił. Obwiązano mu skronie mocno, aby krew nie ciekła, usmażono znowu jajecznicy i nie rychło zaczął się spowiadać...
Pan młody chciał tylko o jednym wiedzieć, czy jego żona była w klasztorze u Brygitek czy nie? O tym właśnie Żubr stanow-