Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sem padło tak, żem w Lubelskie pojechał i Domcię zobaczył. Dziewczę mi do smaku przypadło...
— Ale ty jej pono zrazu — nie? spytał Żubr.
— A czy to zważać na kobiece fąfry? wszak ci się to udobrucha potym, a choćby zrazu dąsało się trochę... ugłaszcze się! ugłaszcze! — Starałem się więc i mamie przypodobać i stryja sobie ująć... a choć dziewczę się żachało... do ślubu przecież przyszło... Ale co za ślub.. widzicie!! kłopot sobie kupiłem nie żonę...
Stuknął szklenicą o stół... ale że od czopa śmiech i wrzawa się wszczęła poszli ze szklankami..
A było się czego śmiać... Pan Rajmund Osowski znany bibuła wyzwał się z p. Zygmuntem Tomaszewskim o lepszą, kto dłużej pod czopem wytrwa, nie zakrztusiwszy się... Na sędziego obrano podsędka Wyrzechowskiego, który dobywszy cebulę z za pasa i trzy koperty trzymając na palcu, liczył minuty, a Osowski pod czopem leżał i wino mu się lało wprost do gardła...
Więc śmiechy i oklaski... leżał parę minut i wyrwał się, nie mogąc dłużej, poszedł pod czop Tomaszewski i leżał pół minuty dłużej.