Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tanka po chrzcinach i począłem dojeżdżać do panny Anieli. Nie miałem żadnej myśli, żeby to do ożenienia prowadzić miało, ale mi się panna podobała tym, że mi z nią nie poszło łatwo. Więcem się też zaciął, — poczekajże. Można mnie było do rany przyłożyć takem się w baranka poszył... Nareszcie panna Aniela poczęła więdnąć... ale nim się to stało, Strukczaszy mnie zagadnął ex abrupto.
— Widzę, że waszmość do mojego domu uczęszczasz, a żem wdowiec i córki mam, waszmość zaś nieżonaty jesteś, supponuję, że go tu nie co innego jeno która może z jejmościanek sprowadza... Jeśli nie — toć nie, tylko trzeba jasno wiedzieć, co się święci, bo ludzkie języki żmijowe języki...
Nie było co obwijać, zręcznie odpowiedziałem staremu, że miałbym sobie za zaszczyt sięgnąć po rękę jednej z córek jego, ale że proszę o czas, abym swe własne serce i skłonność panny mógł zbadać. I na tym się skończyło... A jam formalnie zaczłapał... Na ostatek sam już nie wiem jak do tego przyszło, oświadczyłem się, otoż i ojciec nadszedł, panna mi kazała powtórzyć mu moję deklaracyą... Nie było sposobu... wpadłem w matnią... Pierścionki uroczyście zostały zamienione, zaręczyny formalne... Panna mi się