Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie smutek ogarnia — ale co się stało, to się stało.
Nim Bożeński przyszle lub przyjedzie, powiem ci wszystko... ale pójdź do czopa i nabierz w szklanki.
Zbisław przeszedł się po izbie, pocierając czoła milczący, tymczasem Jan u beczki napełniwszy kubki powrócił i odeszli z nim w róg izby, przysiadając przy stole...
— Temu będzie dwa lata... tak na św. Piotr dwa... nie mylę się — mówił pan młody, wypadło mi w Hrubieszowskie jechać do Żulna, do mojego krewniaka na chrzciny... Piliśmy tam dwa tygodnie bez wytrzeźwienia prawie... chłopcam mu w winie skąpał, żeby się zahartował... Dokazywaliśmy okrutnie... Był na chrzcinach Strukczaszy i tych Życzyńskich bodaj trzech, bo to tam osiadły dawno ród i jest tego dworów kilka... Ludzie poważni... Jednego dnia zaprosił nas też wszystkich Strukczaszy do siebie, bo był chrzestnym ojcem Filipka... Przyjmował jak się należało, a choć wdowiec w domu był wszelki porządek i dostatek... Starsza córka jego panna Aniela gospodarowała. Wpadła mi w oko. Piękna to nic, ale rozumna, śmiała, niepospolita niewiasta... Zrazu przystąpić do niej było trudno, alem na kieł wziął... Zostałem u bra-