Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stóp W. Ks. Mości, której rodziny dostojnej zawsze ja i moi byli najwierniejszemi sługami; więc też miło mi dziś dopełnić najgorętszych serca życzeń i submittując się tu wyrazić mój głęboki szacunek...
Reszta zginęła w niewyraźnym mruczeniu, Księżna przewidująca komplikacyą nieprzyjemną, drżącą ręką wskazywała miejsce Strukczaszemu, które właśnie przy panu młodym przypadało, ale stary odmówił.
— Przebaczysz mi W. Ks. Mość, że do jej stołu nie siądę... acz bym to sobie za zaszczyt w innym razie poczytywał... ale nie chcę spokoju zakłócać, bo bym tu starym obyczajem obrus porzezać musiał...
— Czy przedemną? spytał śmiało Zbisław.
— Tyś rzekł — odparł Strukczaszy... za przecherę cię mam... a z takimi do stołu nie siadają ludzie co słowo całe życie dotrzymywali...
— Na miłość Bożą, panie Strukczaszy, dla mojego domu, proszę cię...
— Milczę przez respekt — odrzekł stary, ale do stołu nie siądę...
Zbisław podniósł głowę śmiało.
— Szanujemy oba ten dom — zawołał — więc nie w obronie mojej, ale czcigodnego domu J. O. Księżnej pani zmilczeć nie