Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja się tam pokazywać nie mógłem bo mnie jako twojego znają, rzekł Barański — ale to wiem że chłopaka poczciwy pan Waleryan ułapił i do domu wciągnął...
— Czy go potrafią zatrzymać?
— Na to tam postawiłem qua rezydenta, kogoś z mojej ręki co będzie te rzeczy popędzał.. ale cyt...
— Cyt... powtórzył Zbisław śmiejąc się — zdaje mi się że to ze wszystkiego najlepsze... Kobieta daruje winy inne, ale sprzeniewierzenie się nigdy — teraz, gdyś podjadł i wygadał się pójdziemy do kapucyna i mojej żony, a nuż ich tam jeszcze znajdziemy...
— Chodźmy...
Barański choć był po podróżnemu, otrząsł się z pyłu, pokręcił wąsa i poszli. W istocie Domcia znudzona samotnością nie zbiegła była jeszcze do swojego pokoju, zastali ją na żywej rozmowie z ks. Aniołem, który — jak się zdało — pragnął ją uspokoić. Gdy weszli naturalnie rozmowa się przerwała. Barański wesół umiejący sobie dać radę, zręczny, pozdrowił panią, która mu milczącym odpowiedziała ukłonem... i jakby nigdy nic — wdał się w rozmowę prowadzoną bardzo zręcznie tak, by do niej pani mięszać się musiała. Po razy kilka chciała wychodzić już,