Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prząż dziś wysłać... stósowne więc do tego rozporządzenie uczynię...
— Ale jakże ja mam dobrodziejce mej podziękować — zawołał kapucyn, doprawdy sam nie wiem... będę się chyba modlił na jej intencyą... proszę wierzyć że z całego serca — a Bóg starego, niegodnego sługi modlitwy wysłucha.
Zbisława twarz błysnęła źle ukrywaną radością, ale tryumfu swojego jeszcze bardzo małego nie chciał okazywać jawniej, a po obiedzie zaraz pod pozorem zadysponowania koni na jutro wymknął się z pokoju, by zmusić Domcię do pozostania i zabawienia ks. Anioła...
W ganku czekała go niespodzianka miła... przyjechał Barański któremu się już nudziło że długo Zbisia swojego nie widział. Zapomniawszy o wszystkich sporach jakie kiedykolwiek mieli w życiu, uścisnęli się.
— Tyś pewnie nie jadł... rzekł gospodarz.
— A pewnie że nie jadłem, uśmiechnął się przybyły, ale u was po obiedzie, a mnie byle czym naładować żołądek wszystko jedno... zdaje się że głodny trawę bym jadł... daj nieco bez ceremonii u siebie przekąsić... bo mam ci coś do powiedzenia.
Zostawiwszy więc żonę bawiącą staruszka...