Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ski — ludzie i w kościele się przecie biją?
— A u mnie nie... to nie karczma! krzyknął Zbisław — kto łaskaw zostanie, kto krzyw niech z Bogiem rusza, kto ma obrazy niech poszukuje — i kwita.
— Ja odkładanego nie lubię — rzekł wstając Barański — chodź, Tomaszewski, poświecą nam, wybijemy się w bramie, albo na podwórzu.
— Chodź!
— Chodź...
Gdy się ruszyli i w gospodarzu krew zagrała przypasał szablę wziąwszy z kąta.
Stała się tedy rzecz ciekawa, bo już byli po dobrych kielichach i w głowach szumiało, a bez bzdurstwa się obyć nie mogło. — Któryś zaintonował że trzeba Tomaszewskiemu z Barańskim kondukt zrobić, wziął jeden na szablę serwetę białą nakształt chorągwi i skoczył przodem, drudzy się poustawiali w ordynek i od ganku śpiewając Miserere, prowadzili ich tak do bramy. Środkiem Żubr napiąwszy się opończą szedł niby celebrujący. Tomaszewski z Barańskim po osobno ale na jednej linii postępowali z dobytemi szablami, a na ochotnika młodzież pozapalawszy kagańce towarzyszyła pochodowi. — Było to i śmieszne i straszne i smutne... Gospodarz