Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A więc cóż my poczniemy? zawołała Bożeńska...
— My sobie może po babsku radę damy, poczęła szeptać Osowiecka...
— Jak? w jaki sposób...
— Możem ja głupia ale niechno pani mnie posłucha — odezwała się staruszka. Ja tu już tyle czasu na zamku mieszkam że chociażem się tu nie rodziła, ale go znam na palcach... Tu z loszku od rzeki jest stara wycieczka.... która wprost na sam brzeg prowadzi. Ci ichmoście ani pomyślą od rzeki się dobywać i pilnować. Otóż ja sobie myślę, gdyby jednego poczciwego człowieka nocą tędy puścić do rybaków żeby pod zamek cicho związawszy czołen parę podpłynęli... panie by się wymknęły cichuteńko na rzekę i popłynęły by do Lublina... a ich by tu Chrapski jeszcze potrzymał jakiś czas... to by im po tym choć i otworzyć... co oni nam zrobią... Jeść już nic nie będzie... bo ta hałastra wszystko spożyje... a zresztą!!
Machnęła ręką...
Jeśli komu to Domci ta myśl tak się podobała iż skoczyła na szyję pani Osowieckiej i mało jej nie udusiła... Wykradać się lochem z zamku po nocy... potym puszczać na fale... awanturować... potym znienawidzonego