Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mamy odpowiedź tę tylko — zawołał Chrapski, że — że... zamku nie otworzym, a w razie gwałtu... będziemy się bronili...
Na te słowa cały orszak jak stał homerycznrm śmiechem wybuchnął, a było w tym śmiechu coś tak straszliwego, że ci których doszedł uszów pobledli i zadrżeli.
— Dobrze — rzekł Zbisław — ale pamiętajcież, jeśli zamek szturmem czy kunsztem weźmiemy... zachowamy się jak w zdobytej twierdzy... dowódzcę powiesim, piwnicę wypijem, a żadnej niewieście przepuszczono nie będzie!
Na te słowa znowu śmiech...
— Ponieważ wojna wypowiedziana, dodał dowódzca — za tym nim się kroki nieprzyjacielskie rozpoczną... daję wam frysztu godzin sześć do namysłu... byście się poddali... a potym... zobaczymy... Tymczasem kontrybucyą szwedzką na wieś i arędę nałożę...
Chrapski zamilkł — nie było co odpowiadać. Szlachta pozsiadała z koni, jedni się poprowadzili do karczmy, inni położyli u wrót obozem... Cisza nastąpiła na zamku...
Domci twarz się z gniewu paliła...
— Chcą mnie gwałtem wziąć! mnie! zobaczymy! Jeśli się nie oprzemy... no! to mnie żywą nie zabiorą...