Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żeńskiej i dawny pretendent do ręki p. Domicelli... właśnie chcąc je bronić od tego napastnika Zbisława Wierzchowskiego, jechałem do Opola. Zlitujże się waćpan...
— Ta! ta! ta! — odrzekł Chrapski zawsze trwając w swej myśli uparcie — co mi tam asindziej będziesz plótł takie androny... Lepiej prawdę śpiewaj... kto cię wysłał? ilu was jest? kiedy na zamek uderzą!!
— Ale — słuchajże waćpan — zawołał oburzony Horwat — prowadź mnie do swej pani, ta mnie zna... ja ci odpowiadać nie myślę...
— Na mnie zdano załogę zamkową i pieczę... ja nie potrzebuję straszyć kobiet i do nich się odwoływać, ja co wiem to wiem... odparł Chrapski.
— Waćpan tego żałować będziesz...
— A ja wam powiadam że wy też pożałować możecie uporu. U mnie skruchą i pokorą wszystko zrobić można, ja nie jestem żaden okrutnik, ale sprawę wojenną i wybiegi nieprzyjacielskie znam...
Horwat był do najwyższego stopnia zniecierpliwiony i po troszę wylękły.
— Słuchaj waćpan — dodał — daj mi krucyfiks to ci nań przysięgnę że nie kłamię.
— Ale tak! zapewne... albo ja nie znam