Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wem i jego bandą, wiedział bowiem, że w razie zetknięcia się z niemi na sucho by mu to nie uszło.
W tym celu odłączywszy się od swoich, porzuciwszy nawet sługę, zmieniwszy konia, starał się i twarz tak zamaskować, aby go nie łatwo poznano. Chłopak był ładny, delikatny, blondynek jasny, wyszwarcował się więc i wysmarował na cygana, wąsiki oczernił i podprawił dłuższe, z tą nową postawą przebrany w suknie prostsze puszczając się na zwiady. — Miał on swych przyjaciół w Żmurkach, którzy wiedzieli że u Domci był w łaskach, ci nie mogąc dać mu wskazówki, dokąd panie pojechały, zaręczyli wszakże iż się udały drogą ku Lublinowi. Staszek natychmiast dotarł aż do Lublina, schodził miasto, spenetrował klasztory i utwierdził się w przekonaniu, że tam ich nie było.
W czasie dawniejszych swych bytności w Żmurkach, zasłyszał był nieraz o zameczku w Opolu — tknęło go to, że bardzo mogły się tam schronić. — Ludzie zakochani miewają przeczucia szczęśliwe i instynkt jakiś mówił, że tam ich szukać było potrzeba. Wyruszywszy więc z Lublina, nie wiele się namyślając rozpytał o drogę do Złotego Opola i wprost nią pojechał. Sam jeden był, konno,