Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówiła... Nie będzie śmiał... matka także, a nieszczęśliwy Chrapski powiększał coraz wagę świecy ślubowanej do Dominikanów żeby się to, uchowaj Boże, tak na niczym nie skończyło... Chciało mu się i prochu powąchać i swych wojennego rzemiosła wiadomości dowieść w praktyce.
Ta głucha cisza i nieświadomość tego co się tam działo w Żmurkach, co ze stryjem Starostą, z panem młodym, zmęczyła w końcu do tyla wdowę, iż postanowiła wysłać kogo na zwiady. Domcia to aprobowała bardzo, bo by się rada była także dowiedzieć co o Horwacie, albo go nawet i ściągnąć dla narady. Powołano tedy Chrapskiego, żeby obmyślił kogo słać, takiego coby, nie już przez złą wolą, ale przez dobroduszność nie zdradził. Padł los na Joachimka siostrzeńca pana Chrapskiego, młodego bardzo roztropnego chłopaka, który po całych dniach z kurdygardy na biegającą po zamku Domcię oczy wytrzeszczając, gotów był jej sprawom choćby życie poświęcić. Ofiarował się czy w ogień czy w wodę. Więc p. Bożeńska napisała przez niego list do Starosty, nie mówiąc gdzie była, ale oznajmując mu tylko że się znajdowała w miejscu bezpiecznym a prosząc o zawiadomienie i dobrą radę co czynić miała, ażeby się od