Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla ciebie... cisza i spokój. Ty, po kilku dniach wielkiej uciechy, umarłabyś tu z tęsknoty...
— No — no — moja mateczko — jakoś się pogodzimy... i o to pieścidełko nie pokłócim...
Matka pocałowała ją w czoło...
Przez okna na podwórze wychodzące widać było, iż pan Chrapski do serca wziął swe posłannictwo... Znalazł on pomocnika już i ze skarbca dobywał oręż, który dawno świata nie widział. Już za Sasów powoli szmigownice zardzewiały lub służyły do wiwatów na rezurekcyą, a za Stanisława Augusta od Barskiej stara broń nietkniętą leżała. Prawdą a Bogiem owe muszkiety, flinty, arkabuzy odwieczne nie na wiele przydać się mogły. — Najczynniejszy ze starych wojennych był moździerz, bo hukał przy bankietach. Co do zbroi te powoli z użycia były wyszły, tak samo jak łuki, które w początku ośmnastego wieku dla parady jeszcze noszono.
Chrapski zobowiązawszy się słowem, że zamku ustrzeże, wziął, jak mówił, na pazury aby przed nocą wszystko było gotowe Leśników zwołano, strzelców zebrano i sam dowódzca miał do nich przemowę stósowną... malując im niebezpieczeństwo pani i panienki które od napastnika jakiegoś uciekać mu-