Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Grali znowu w cichości, tylko kiedy niekiedy kubek brzęknął...
Po chwili, śmiech.
— Przegrałeś! ryknął Żubr — po raz drugi.
— A niechże cię nie znam! chyba karty przezroczyste... muszę się na drugiego krakowiaka zbierać, a dalipan to mi nie łatwo.
Poszedł na dawne miejsce, znowu podparł się w boki i zaśpiewał.

Starosteńku nasz...
Wielki rozum masz.
Ale rozum nie pomoże
Gdy skaranie przyjdzie Boże
Starosteńku nasz!

Powtórzyli — Starosteńku nasz! razy ze trzy. Starosta ani się ruszył, ino pluł przed siebie, a w duchu mówił.
— Zobaczemy! głupi ludzie! w moim domu — co oni mi zrobić mogą?
— Patrz już dalipan noc! zawołał Zbisław...
Świece się paliły woskowe od mroku...
— Pójdź, zobacz czy gotowe konie! szepnął Zbisław do Żubra, a sam znów stróżował przy drzwiach...
Żubr jak posłuszne dziecko na dany znak