Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja także, zawołał Zbisław — święcie — ale między nami ta różnica, iż ja za towar zapłaciłem a towaru nie mam... waćpan zaś, panie Starosto, sprzedałeś go i nie oddałeś?
P. Bożeński wstał jakby go sprężyną kto do góry wysadził i siadł...
— Cóż to ja synowicę sprzedawałem? tego to? zawołał... co waćpan mówisz? miarkuj się!
— Wymiarkowałem naprzód wszystko, zawołał Zbisław — inaczej tego nazwać nie mogę co pomiędzy nami zaszło — mamy z sobą spółkę, idę więc jak w dym do pana Starosty, pomagaj mi odzyskać żonę... lub...
Starosta zawołał popędliwie opędzając się rękami:
— Ale ja o niej nie wiem nic! nic! nic!
— Mój panie Starosto — rozśmiał się Zbisław, mów to komu chcesz ale nie mnie; bo — to daremna rzecz — ja mu nie uwierzę — tak jest — nie uwierzę... Znamy się nadto dobrze...
— Wierz sobie lub nie wierz, co ja na to pocznę... dodał gospodarz.
— Za pozwoleniem — ręką usuwając przyjaciela począł Żubr — niech też i ja przemówię słowo... Pan Starosta nie możesz być