Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A sama wezmę! hę? — Niedoczekanie wasze! krzyknął Koniuszy...
— Myślisz, że ja się ciebie zlęknę? marsowo patrząc, zawołała panna. Mnie tu ludzie posłuchają, a was...
— No, no? czy myślicie wojnę prowadzić — rzekł śmiejąc się barczysty... z tym nam wszystkim źle będzie i wam nie lepiej. — Zgodą może się wyłatamy prędzej, panno Karolino...
Wypił szklankę wina dla rezonu.
— Niech który idzie do piwnicy i przyniesie jeszcze tego starego — zawołał — Co mamy sobie żałować? hę? pana djabli wzięli i poją go teraz smołą wrzącą, jak zasłużył... psia wiara! my winem się pokrzepmy, potym do sprawiedliwego podziału remanentów i — gdzie pieprz nie rośnie...
Panna Karolina na niego spojrzała.
— Ja nie dam ruszyć nic...
— Ej! Karolciu! życie moje! rozśmiał się Koniuszy — daj pokój ze mną wojować... bo jak ja zacznę gadać... a dużo wiem... będzie źle... dali pan będzie źle..
— Zobaczemy komu będzie dobrze a komu źle — zawołała panna Karolina, myślisz