Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że, iż czasem strofowany był lub karany, ale to nie tak wyglądało, jak chce ks. Kołłątaj. Jest nawet sprzeczność w samym tym opisie, a przesada widoczna.
Wiemy zkądinąd, od tych, co na dworze Potockich żyli, że gdy Stanisław doszedł do lat, w których nauki powinien był rozpocząć, dobrano mu troskliwiéj nauczycieli, ułatwiając paniczowi instrukcyę.
Po długiéj swobodzie dziecinnéj, powiada pamiętnik Anonima, gdy nagle otoczony guwernerami pod dyrekeyą ks. Wolfa Pijara, zmuszony tyle na raz rzeczy dźwignąć, umysł jego z razu nie mógł temu wystarczyć, był znużony, ociężały, uwagi zebrać niełatwo mu było, i do lat piętnastu tępą miał pamięć i pojęcie, tak dalece, że ks. Wolf zaczął powątpiewać o jego przyszłości. Dopiero późniéj po przebyciu téj kryzys, umysł jego orzeźwiał, ożywił się i więcéj jakoś począł rokować nadziei. Wychowanie to zresztą, acz staranne, było powierzchowne, skończyło się już około lat dwudziestu. Ale i w tym wieku Stanisław nie uzyskał największéj swobody, a tryb życia jego wcale się nie zmienił, wodzono go ciągle na paskach jak dziecię, w największéj trzymając podległości, tak, że z każdego kroku spowiadać się musiał, i nic bez dozwolenia matki począć nie miał prawa. Otaczająca go opieka nieustanna, niespokojna, podejrzliwa odejmowała mu wszelką samoistność, a dziwactwo matki i surowość ojca tém więcéj ciążyły, że dwudziestoletni chłopiec był właśnie w wieku, w którym się najbujniejsze rozwijają marzenia, najgwałtowniéj wybuchają namiętności. Pragnienie widzenia świata, użycia go, poznaniu ludzi, skosztowania wszystkiego, co mu dotąd było obce, niepokoiło młodzieńca, którego