Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sły, a wynędzniały do niepoznania, bo z saméj tęsknoty, a nieczynności wychudł i wymizerniał... tylko go po głowie pogładził, a nie chwalił i nie rozczulał się nad nim, bo nie chciał ani wbijać go w dumę, ani robić z tego zasługi, co było spełnieniem obowiązku. Za Batorego dopiéro Paweł mógł się lepiéj, całkowicie dać poznać; wyborem nawet męża, którego śladami poszedł, dowiódł, że nie był już ślepém narzędziem i umiał rozeznać, dokąd różne wiodły drogi; trzymał się bowiem Jana Zamojskiego i stronnictwa królewskiego. Był pod Połockiem i Suszą, gdzie go i rana nie minęła, tak, że stamtąd musiano powieźć do domu ciętego okrutnie w biodra, i ledwie za łaską bożą, przez trafunkiem wynalezionego kędyś Greczyna, ziołami mu ranę zgojono; ale długo o kuli chodził, nim siadł na koń, bo mu było nogę przykurczyło. Innyby już potém miał się za wysłużonego, zwłaszcza że doma było co robić, bo mu się zrazu nie bardzo wiodło na mieniu, ale w owych czasach wstyd było jeszcze za piecem darów bożych używać, gdy te nie nam dla nas, ale tylko do szafunku rozumnego są powierzone. Już pod Byczyną z Zamojskim znowu Paweł się nalazł i wrąbał się w szyk nieprzyjacielski z aplauzem powszechnym; w r. 1594, gdy Tatarowie na Ruś wpadli, nie zaspał także i ścigał ich aż do granicy węgierskiéj się zapędziwszy; późniéj z Zamojskim pod Felinem jeszcze go słychać, a nie mniéj tam od Farensbacha i hetmana dokazywał, bo niemal w téjże chwili, gdy Zamojskiego sprzączka od pasa salwowała, delią miał nawskróś przeszytą bez szkody. Ale tu koniec jego dzieła; dotknęło go, że w nic poszła i śmierć wojewody wendeńskiego, i to, co dokazywali, dobywając Felina, gdy późniéj dla zatrzymanéj zapłaty, dla niedostatku z nieporządku pochodzącego, musieli stać daremnie w obozie z niechętném wojskiem, czas tracąc najdroższy. Zaniemógł Paweł gorzéj duszą, niż ciałem, razem z hetmanem, zwątpiwszy o wszystkiém; i z pod Wejsensztejnu do do domu spocząć pojechał. Od inflanckiéj téj potrzeby zamknął się i cały oddał nabożeństwu, pogrążony w jakimś nieopisanym smutku, tak że prawie mówić zaprzestał. Zapuścił brodę, wdział suknię tercyarzy i koadjutorów zakonu Jezusowego, różańca z rąk nie rzucał i przed ołtarzem pokojowym, na którym dzień i noc paliły się świece u obrazu Najświętszéj Panny, rosztę życia na klęczkach strawił, tak że mu pod koniec na nogach, zmordowanych od ustawicznego klęczenia, ustać już było ciężko. Przychodzących z interesami odprawiał do żony i syna, odpowiadając, że wszelkie sprawy obojętnemi mu były, krom spraw zbawienia. W roku 1607, czasu rokoszu, gdy mu doniesiono, że Wasyl, brat jego, rozsiekany został, napadnięty będąc przez partyzantów kró-