Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

choć pan oceniłeś ją i pojąłeś jak ja... Będę się miała z kim moją czcią dla niéj i miłością podzielić!

XX.

Dzień cały spłynął, wedle bardzo zwyczajnego programu imieninowego; o trzeciéj czy czwartéj otworzyła się sala jadalna; kucharz wystąpił ze wspaniałą piramidą, wypito zdrowie solenizantki; Julian i prezes raczyli gości, jedli, pili, po objedzie ten i ów odjechał, a nad wieczór kilka tylko osób pozostało. Anny dość długo nie było w salonie... Pola znowu zbliżyła się do Aleksego.
— Wiesz pan, gdzie Anna? — spytała go.
— Nie, pani...
— My się tu bawimy, a ona wymknęła się do Emila, który dziś zachorował, poszła słuchać jęków jego, oblewać łzami niepowrotne nieszczęście... łagodzić wzrokiem i macierzyńską pieszczotą boleść nieukojoną... czuwać nad tym, który jest więcéj dziecięciem jéj niż bratem. Gdy zniknie, wiem, gdzie jéj szukać... tam gdzie pocieszać, radzić, wspomódz, poświęcać się potrzeba... Ona nie żyje dla siebie... A! czemuż ja, com mieszkała przy róży, jak mówi Saadi, taką różą być nie mogę... Bóg stworzył mnie inaczéj! ułomności ludzkie często uśmiech szyderstwa wywołują z ust moich... pojąć ją potrafiłam, naśladować nie umiem! To anioł! a ja-m istota ziemska.. jéj serce w niebie, a moje tak do ziemi przyrosło!
— Doprawdy, pani — usiłując tok weselszy nadać rozmowie, rzekł Aleksy — radbym pani powiedziéć coś grzecznego, ale nie potrafię... wybacz prostemu wieśniakowi. Mnie się zdaje, że kto tak oczy w cnotę obrócił, jest już sam cnotliwy... Magnes pociąga tylko żelazo, które samo magnesem się staje...
— Tak! tak! ona jest magnesem... a ja! ja! niestety! zardzewiałą sztabą żelaza... o! przekućby ją potrzeba, żeby się na co przydać mogła...
Westchnęła.
— A! — dodała śmiejąc się do Aleksego — Pan Bóg trochę niesprawiedliwy: ją był powinien stworzyć do świata, a mnie dać ten spokój siostry miłosierdzia... Takby lepiéj było... nam obu...
Aleksy nic nie odpowiedział. Pola widząc wchodzącą Annę odeszła ku niéj, a Julian zbliżył się do przyjaciela.
— Jestem zazdrośny — szepnął mu na ucho. — Pola za tobą goni widocznie... najwięcéj mówi z tobą... niegodziwy i szczęśliwy człowiecze! to mnie niepokoi!
— Wierz mi, że przez litość tylko zbliża się do milczącego go-