Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

majętniejszych uważa za osobistych nieprzyjaciół i przesądom kasty poświęca nawet uczucia serca?
— Za takiego mnie miéć nie możesz — odparł Aleksy — znasz mnie trochę; nie posądzisz mnie także o dumę, u ciebiebym zresztą upokorzenia się nie spodziewał; ale w mojém przekonaniu, wszelkie stosunki ściślejsze powinno się zawierać z wielką na ich skutki bacznością. Praktyka życia cała na tém: kto się rzuca w objęcia wszystkich bez wyboru, przygotowuje sobie cierpienia i zawody. Miłoby mi było czasem pojechać do Karlina, przepędzić wieczór z tobą, ale zważ, do czego to prowadzi... do rozmarzenia, do rozpieszczenia, do zmiękczenia, gdy ja i tak całych sił charakteru potrzebuję, żeby się na stanowisku obowiązków moich utrzymać. Nie przerywaj mi, pozwól się wytłómaczyć.
— Mówiłeś już raz to — zawołał Julian — ale cię nie rozumiem.
— Posłuchaj, pojmiesz mnie, kochany Julianie; nasze położenie towarzyskie oddala nas od siebie... ja muszę nie piąć się w górę, ale trzymać na dole, żeby mi się głowa nie zawróciła, żebym nie tęsknił i nie płakał. Każde wyjście moje w świat weselszy, swobodniejszy, bliższy tego, do którego wiodła mnie chęć wzniesienia się umysłowego, zakrwawia serce i siły odbiera. U ciebie znalazłbym książki, na których czytanie nie mam czasu; zahartowany, nauczyłbym się wygódek, do których przywykać nie powinienem; zresztą Bogiem a prawdą... kiedy już powiedzieéć ci trzeba wszystko, spotkałbym może ludzi, którzy nie tak jak ty-by mnie przyjęli... a stosunki nasze wyciągnęłyby mnie na wydatki acz drobne, ale dla mnie niepodobne... Nie pytaj więcéj... spowiadać mi się ciężko.
— Jest może trochę prawdy w tém, co mówisz — odezwał się Julian po namyśle — ale ogromnie przesadzasz... Naprzód stosunki nasze nicby cię kosztować nie mogły.
— A czas?
— Nie masz-że chwil wytchnienia?
— Prawie nie mam... ty nie wiesz, co to maleńkie gospodarstwo, w którém sam pan wszystkich zastępuje oficyalistow.
— Po wtóre — mówił Julian — u mniebyś pewnie nie spotkał nikogo, coby śmiał nieposzanować przyjaciela mego.
— Ale wejrzenia! ale półsłowa... ale ta zimna wasza zabijająca grzeczność!
— Jesteś uprzedzony, kochany Aleksy; nikt nad nas nie jest łagodniejszym i w codziennych stosunkach łatwiejszym; kto się szanuje, tego szanują wszyscy...
— Zresztą — dodał Aleksy, chcąc urwać rozmowę — powiedziałem sobie rozpoczynając życie, że je poprowadzę drogą, jaką mi