Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szepcąc między sobą: — To przyszły zięć pana wojewody!
Pokazało się wkrótce naprzód jadących dwóch hajduków pąsowo ze złotem ubranych na raźnych gniadych koniach; za nimi kolebka otwarta złocona i kilkunastu sług na koniach. W pojeździe siedział podstoli W. Ks. Lit. Hlebowicz, jadący w konkury do córki wojewody Radziwiłła.
Wszystko było pysznie, bogato, wspaniale, zwyczajnie jak u konkurenta do najbogatszej panny na Litwie. Nie było jeszcze w zwyczaju, jak dziś, na złamanie karku latać po ulicach, i pan Hlebowicz jechał też powoli, spoglądając na wysznurowane przed nim żołdactwo, którego dowódzca pozdrowił go zdjęciem czapki i ukłonem po same pięty, co i drudzy za nim powtórzyli.
Ledwie pojazd i towarzyszący mu słudzy oddalili się cokolwiek za kościół św. Jana, z postawy poważnej i uniżonej piechota przybrała znowu minę zuchwałą i nakazującą, ruszając naprzód Wielką ulicą ku rynkowi.
Zdala od ratusza szedł tymczasem ksiądz jakiś Jezuita wracający od św. Kazimierza do murów kolegialnych, a na sam widok groźnych całemu miastu żołnierzy, w pierwszą najbliższą jaką napadł bramę ukrył się co prędzej.
— O! patrzcie no go! zawołał dowódzca, skrył się lis do jamy! Na ten wykrzyknik