Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ra, żeby was zejść niespodzianie, a tymczasem siedziałem w gospodzie na Antokolu.
— Na Antokolu?! a toż dla czego? tam niedosyć jest bezpiecznie.
— Ale gdzieindziej miejsca nie było.
— Hm! tam same urwisy się zbierają.
— Właśnież i ja śliczne znalazłem tam towarzystwo: gdyby nie moja przytomność umysłu, możebym stamtąd nie wyszedł na sucho.
— O Boże! zawołała młoda żona załamując ręce, więc byłeś w niebezpieczeństwie?
— Wszakże już przeszło, odezwał się z umiechem małoważenia nieznajomy.
— Siadajże, siadaj; możeś strudzony? odezwał się kupiec przysuwając stołek do komina.
— Dziękuję, kochany teściu, odpowiedział przybyły, ściskając go za rękę; bardzo dziękuję.
Kiedy to mówił, łoskot dał się słyszeć w sieni, drzwi się otwarły, matka Marya wbiegła szybko do izby, rzuciła okiem po wszystkich i zawołała chwytając za rękę Justynę:
— Uciekaj! uciekaj moje dziecię, brudny wąż chce jad swych oczu wlać w twoje serce. Nie trać ani chwili, czyha na ciebie ptak drapieżny, jak na śnieżnego gołębia, którego pragnie! Uciekaj! uciekaj! To mówiąc zatrzymała się, a widząc, że Justyna stała nieporu-