Miecz u boku błyska;
Wzrok dziki, suknia plugawa.
Zbliżał się wieczór; panna Justyna zamyślona przed kominem siedziała, pan Desaus chodził po izbie, a Mateuszek ustawiał cynowe misy w szafie; milczenie zupełne panowało w izbie, czasami tylko trącona misa o misę wydając dźwięk niezgrabny, zwracała uwagę kupca albo jego córki, gdy we drzwiach usłyszano szelest jakiś i seledynowy nieznajomy wszedł do izby.
Długo kupiec i córka przypatrywali mu się, póki poznali, aż nareszcie pan Desaus zawołał:
— O! witajże zięciu! dawno widziany!
— Mój mąż!! zawołała z uniesieniem Justyna, i seledynowy rzucił się w objęcia swojej żony.
— No! dajcież pokój tym uściskom, rzekł po chwili kupiec, skądże przybywasz? dawnoli przyjechałeś?...
— Dziś! odpowiedział seledynowy trzymając ciągle za rękę Justynę. Czekałem wieczo-