— A gdzież on? gdzie hultaj? wołał Zaranek.
— Szukajcie go po kątach, mruknął podnosząc się ciężko i poprawiając sukni Pyza, bo uważałem, że przez drzwi nie zemknął.
— Juściż nie mógł! dodał rudy Zabłocki, bośmy we drzwi oczy mieli wlepione; chyba go dyabli tego heretyka na skrzydłach przez komin unieśli, jak nieboszczyka Twardowskiego nosili.
To mówiąc, rozeszli się po kątach; pod ławami, koło pieca, po wszystkich dziurach przetarli i, nic nie znalazłszy, stanęli znów na środku ruszając ramionami; aż wreszcie rudy odezwał się do Pyzy: — A niechże go żywcem dyabli wezmą, tego łotra!... zemknął jakby go nie było!... to sam czart wcielony, wyrwał się świętemu Michałowi z pod nóg i przyszedł ciebie trochę potarmosić!... hę?... wszystkie okna pozamykane, drzwi pilnowaliśmy oczyma, gdzież się podział?
— Tego pojąć nie można, odezwał się Zaranek, wszakże go ziemia nie pochłonęła?
— Już to i ja ręczę, rzekł wąsaty Pyza, macając sobie lewą ręką krzyż upadkiem swoim nadwerężony, że to czart być musi, bo mnie jak piórko buchnął o ziemię! nie miałem czasu łba mu rozpłatać na dwoje!
Zaranek i Zabłocki spojrzeli pogardliwie na Pyzę, który w kubku szukał pociechy
Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/59
Ta strona została skorygowana.