Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spuszczał ich z oka, pił i bawił się mieczem, który miał przy boku.
Po cichej naradzie, Innocenty Pyza jakby delegowany zbliżył się ku niemu i głosem mocnym rzekł:
— Jest u nas zwyczaj w tej gospodzie, mosanie, że kto z nami za jednym stołem siada i pije, ten musi swoje powiedzieć nazwisko.
— A to na co? spytał chłodno nieznajomy.
— Bo nam się tak podoba! zawołał z drugiego końca stołu grzmiącym głosem Zaranek.
— To wcale błaha przyczyna, rzekł z uśmiechem szyderskim seledynowy, wychylając resztę wina; mnie albowiem nie podoba się powiedzieć waszmościom jak się nazywam i kwita. To mówiąc, zapił znowu, a pytający umilkli, zdumieni niespodzianą odpowiedzią.
Zabłocki nareszcie powstał trzęsąc rudym włosem i bawiąc się swoim nożem postąpił ku niemu, stanął naprzeciw i, zaglądając mu w oczy, tak się przybliżył, że nieznajomy rozgniewany poufałością, z najzimniejszą krwią postawił kubek, wyciął mu głośny policzek, porwał nóż od niego i obejrzał się szydersko w około. Jeszcze od bolu i zadziwienia przyjść do siebie nie mógł zachwały Zabłocki, kiedy towarzysze jego powstali nagle z wrzaskiem i krzykiem, wywracając stoły, ławy, i wszystko co spotkali na drodze, i obstąpili go w około.
— Ha! hultaju! wołał biegnąc ku niemu