Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dnodniowem dziecięciu nie spodział! cha! cha! cha!
— Ale nie, przerwał znów trochę urażony matematyk, to dowodzi, że będzie miał głowę...
— Byle nie do pozłoty.
— Ale nie: to dowodzi, że będzie miał głowę rozumną, lecz namiętności, pasye...
— O! namiętności! to nie nowina, że je mieć będzie, wszakże nie ocet w jego żyłach płynie.
— Tak, ale ja mówię, że namiętności będą jego rozum dręczyć i przyciągać do ziemi.
— Naturalnie, przerwał znów poeta, byle te namiętności nie okulbaczyły go tak, jak mego pasierba, który butelkami brukuje sobie do piekła gościniec.
— O! mam nadzieję, dodał ksiądz Frejtag, że będzie trochę rozumniejszy.
— Czy tylko trochę? e! to kłaniam uniżenie!
— No! któż wie, może i nie trochę! bo co ten pan Piekarski, to wielki sowizdrzał, z waszem pozwoleniem, panie sędzio.
— Ręczę waszmości, rzekł poeta szybko, że on bez mego pozwolenia został sowizdrzałem! Ba! gdyby się mnie był chciał o pozwolenie zapytać!...
Te kilka słów tak zaraźliwy śmiech wzbudziły, że i matematyk oprzeć mu się nie mógł, a w tej chwili ujrzano wracających z miasta pana Pietkiewicza z księdzem Balcerem.