— To za wiele!
— To nadto! zawołali razem dwaj pijący.
— A kiedyż to już waszmość pijecie! to wcale niewiele!
— A codzień po dzbanku, a czasem i po dwa, dodał Francuz suwając się po sklepie — a piliście nieraz, prosto ze Lwowa małmazyę, nieraz węgierskie stare...
— Ale u nas nie kanonicka kieszeń, odezwał się Rakowski, żebyśmy tak płacili. No, cóż! zaniemiałeś panie kupcze?
— Bodajbym był ogłuchł, kiedyście mnie o wino bez pieniędzy prosili, rzekł odwracając się Desaus, bo teraz żebyście popękali, nic nie odstąpię.
— Nic? zapytał Piekarski — cha! cha! cha! nic?
— Tak, ani szeląga, ani dydka, ani... nic!... powtórzył Francuz z pod szuby coraz silniejszym głosem.
— Cha! cha! cha! Waść nic nie odstąpisz, to ja nic nie zapłacę! cha! cha! cha!
— Spróbuj! wrzasnął Francuz zapalczywie, aż chłopiec sklepowy pobladł ze strachu. albo to niema sądu?! hę! ja cię tu krokiem ze sklepu nie puszczę!
Dwaj dłużnicy spojrzeli po sobie z niepewnością, jakby się wzajemnie pytać chcieli, co począć w tym razie: a kupiec dopełniając swego przyrzeczenia, zaczął już nawet sklepowe drzwi przymykać.
Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/33
Wygląd
Ta strona została skorygowana.