Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łen rozpaczy, ale Karolina porwała mię za rękę i silnym zawołała głosem:
— Nie pójdziesz stąd! musisz noc przepędzić ze mną, kiedy dzień w dzień ode mnie uciekasz. Mój Fryderyk nie może mnie pocieszyć... niema dla mnie mego Fryderyka, ty za to pokutuj.
— Oto łoże nasze — dodała. — Chodź, nie puszczę cię! Zaśniemy razem, lub raczej razem czuwać będziemy i razem cierpieć!
To mówiąc, pociągnęła mnie gwałtownie ku łożu; osłabiony, znękany, padłem na nie, ona zgasiła pochodnię i rzuciła się za mną coprędzej do łóżka. Zimny dreszcz przeszedł po mojem ciele, kiedym ją uczuł tak blizko siebie: odepchęłem ją z całej siły, ale ona uczepiła mi się na szyi i zawołała z piekielnym uśmiechem:
— Ha! jestem twoją żoną! czy ci miło, Dawidzie, przytul się do mnie, niech poczuję bicie tego serca, które poprzysięgłam rozdzierać póty, póki bić będzie. Miałżeś kiedy kochankę, Dawidzie? może nieraz myślą pół życia za jeden jej uścisk dawałeś, a cóżbyś dziś nie dał, żeby się od mojego uwolnić?
— Kobieto! — zawołałem rozgniewany — przestań szydzić i idź precz, bo nie wiesz, co może człowiek, kiedy utraci cierpliwość.
— Co może? — podchwyciła Karolina z uśmiechem, który dotąd słyszę... Może zabić. Myślisz, że się boję śmierci? O nie! będzie to najpiękniejszy dar, jakibym od ciebie otrzy-