Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

utracił przytomność, i gdybym był spotkał w nocy koło domu drugiego siebie, byłbym ciął pewno...
— Stało się już! niema o czem rozprawiać — przerwała Justyna. — Bóg łaskaw, może mi męża zachowa!
— Daj to Boże — rzekł kupiec — ja sam mocno życzę! Ale, pójdę zobaczyć... jakiś hałas... może moja szkatułka... — To mówiąc, wyrwał się coprędzej z komnaty i wyszedł, a mąż i żona zostali sam na sam.
Czy to skutkiem rany, czy usposobienia umysłowego, Dawid był ponury i smutny; mało go jednak boleść zdawała się obchodzić. Wlepiał oczy w żonę i łza czasami toczyła się po jego twarzy. Łatwo było rozpoznać z tego, co się w duszy jego działo. Justyna też okiem żony zajrzała w jego uczucia i odezwała się:
— Czegoś tak smutny, Dawidzie, czy ci rana dolega?
— Nie.
— A cóż?
Dawid westchnął i nic nie odpowiedział, tylko zlekka ścisnął żonę za rękę, a po chwili odezwał się:
— Moja Justyno, porzuć te pytania; nie chciej wiedzieć, co ja cierpię, bo część mojego smutku przelałaby się na ciebie. A ja tego sobie nie życzę: lepiej cierpieć samemu, niż drugich gryźć swoją boleścią...
— Ale ja — odparła Justyna — ja zdaje