Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ostatni przytułek nasz, i wydasz nas zemście pospólstwa. Nie chcesz pani pozostać? nie trzeba było iść z nami: był czas do wyjścia, kiedy połowa biesiadników zniknęła ze strachu, ale kto tu jest z nami, ten będzie do końca.
— Jakto? śmiesz mnie przytrzymywać? jakiem prawem? — wołała obrażona pani sędzina.
— Prawem mocniejszego — łaskawa pani — rzekł rektor, ciągle trzymając ją za rękę; jeżeli sama nie zdasz się na przekładane uwagi. Trzeba z ochoty czy z musu, los nasz podzielać. Podług wszelkiego podobieństwa, nikt nas tu nie znajdzie, i całą tę burzę przesiedzim tutaj, burzę, którą na nas ściągnęło pijaństwo syna pani!
— Pfe! nie spodziewałam się, żebyś tak był niepolitycznym, księże rektorze — odpowiedziała sędzina powolniej nieco. — Nieszczęściem męża mego nie ma, nie ma obrońcy, i dla tego mało na mnie zważać raczycie. Wacławku, ujmij się za matkę...
— Co? co? — podchwycił Wacławek, trzymając się muru i ruszając nogami, jakgdyby szedł ciągle, chociaż stał na jednem miejscu. — Ująłem się, ująłem się muru i pewno nie upadnę, mościa dobrodziejko!
— Panie Boże, co to za hałas nad naszą głową! — zawołało kilka osób, słysząc tętniące nad sobą sklepienia.
— Zbliża się niebezpieczeństwo! — rzekł