Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O Boże! mój mąż! gdzież jest teraz? — ozwała się Justyna, wyglądając oknem, a widząc potłuczone szyby, pobite mury i potrzaskany dach zboru, zawołała: Może zabity!
— Ach! moja szkatułka! palsembleu! co ja z nią zrobię! czemuż nie siedziałem w Paryżu!
— Może zabity!
— Mogą mi ją odebrać! jestem bezbronny! ach! żeby było przynajmniej czem się bronić od napaści!... O!... jest szabla dzięki Bogu!!... aj! oni łają kalwinów... a my jesteśmy kalwini! bierz szkatułkę i uciekajmy! Twój mąż nie przychodzi nam na pomoc!
— Ach! może on sam od nas więcej teraz potrzebuje pomocy.
— Więcej od nas? o nie! mnie okradli! złupili! barbarzyńcy! uciekajmy, Justyno, bo nas zgubią do reszty!
To mówiąc, Francuz posunął się ku drzwiom, a zamyślona jego córka poszła za nim z westchnieniem.
Na ulicy, mimo nadchodzącej nocy, tłumy ludu nie ustępują, kilku tylko starców i kobiet wróciło do domów, lękając się dłużej w powszechnym pozostać odmęcie.
Po ulicach walają się trupy, jęczą ranni, gdzieniegdzie słychać wrzaski tych, którzy, wróciwszy do domu, nie znaleźli swoich zapasów, pieniędzy, lub klejnotów... Umilkły dzwony... w otwartych kościołach lampy błyskają