Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy to mówił, kilkunastu porwało armatę i potoczyło ją jak piórko ku ulicy Zamkowej, wzdłuż której spierały się tłumy ciekawego ludu.
— Tak! to dobrze! — zawołał Zaranek — naprzód! zmieniać się kolejno. A gdzie amunicya?
— Jest! jest! ruszajmy! ruszajmy! no dalej! — Tak wołając i krzycząc, doszli do bramy Zamkowej, lecz tu spotkała ich przeszkoda. Niepodobna było przecisnąć się przez tłumy, ale Zaranek zapalony, z iskrzącemi się oczyma, z szablą w ręku, przodkował swoim towarzyszom, rozpędzał, gromił, łajał, namawiał. Udawało się to przez czas niejaki: nareszcie tłum różnego rodzaju ludu tak silnie drogę im zastąpił, że krokiem dalej ruszyć się nie mogli. Zaranek przecisnął się trochę, i widząc przed sobą szlachcica wysokiego wzrostu, z czapką aksamitną na bakier, z siwym wąsem, w wytartym kontuszu orzechowym, z karabelą pod ręką, zawołał:
— Hola! panie szlachcic! a ustąp jeno trochę, przejdziem tylko z armatą na tych zborowych.
Szlachcic odwrócił głowę, spojrzał marsem, splunął i obracając się do jakiejś otyłej kobiety w czółku lamowym, adamaszkowej spódnicy i chustce jedwabnej, bąknął:
— Słyszysz jeno, moja panno! ten hajdamaka chce mię spędzić z drogi! hm! A ja —