stanckie, których wwożenia do kraju surowo zabronił Zygmunt August roku 1543[1].
Powtórzyły się te niepokoje w roku 1611[2] z poduszczenia gorliwego różnowierców prześladowcy rektora Akademii ks. Skargi, bez ważnych jednak ukończyły skutków.
Lecz w roku 1639, w którym się następna powieść zaczyna, im dłużej wstrzymane, tem mocniej wstrząsnęły spokojność mieszkańców.
Wszystkim tym niepokojom jedną można było naznaczyć przyczynę — zawsze pochodziły z nienawiści ludu i młodzieży ku dysydentom, którzy postępowaniem swojem podżegali jeszcze ten płomień, który Jezuici starannie dla własnej pielęgnowali korzyści.
Silne mając plecy w wojewodzie, dysydenci, już to z ludu i obrzędów religijnych naigrawali się, już z pomocą wojewódzkiej piechoty, która liczne w mieście broiła bezprawia, napastowali bezbronnych kapłanów i studentów.
Młodzież zaś zawsze skora do zwady, zawsze zapalna od najmniejszej iskierki, nierozważna i płocha, szczycąc się prócz tego oddawna osobnemi prawami[3], wspierana od ludu i księży, którzy okropnemi klątwami strzelali