Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pomogły kamienie, kloce, ani połączone siły kilkudziesiąt młodzieży. We zborze grobowa cichość panowała, nikogo nie było słychać, ani widać: mimo tego jednak, pospólstwo nie przestawało mścić się na murach zborowych za przewinienia kalwinów.
Kiedy pierwszych kilka wystrzałów pana Wacława Piekarskiego sprawiły rozruch na placyku mały jeszcze, ale większym grożący, kupiec Desaus pokwapił się do domu z córką, aby pilnować drogiej szkatułki swojej, zostawiając zięcia w naradach z kalwinami, obiecującego stawić się w razie niebezpieczeństwa.
Zaledwie kupiec zasiadł w komnacie, kiedy coraz silniejszy rozruch dał się słyszeć w mieście. Desaus, usłyszawszy, jak ksiądz Balcer łajał katolików, pocił się cały ze strachu i wołał:
— Panno Justyno, dites donc sacrebleu! zginiemy wszyscy, jak mi Bóg miły! Co on sobie myśli, ten kaznodzieja? wszak Wilno nie Genewa, on tu nikogo nie spali! No, patrzajcież! stare moje wino zawróciło im głowy... Rzucają kamieniami!! zginęliśmy! Gdzie tu schować pieniądze? Patrz! patrz! oto już kilka osób zebrało się i grozi kalwinom... dostanie się i nam!! Jak mi Bóg miły! sacrebleu! dites donc, panno Justyno, co ja zrobię ze szkatułką?