Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzień podwajać się zdawała i mnożyć, aby się rozlać na przybywających gości.
Jednym z najrychlejszych był pan Malewicz, stary zawadyaka, kalwin z nad granic Rosyi, i dla tego starym Rusinem nazywany, nieźle się mający, niecierpiący przepychu, przyjaciel prostoty, hulanki, wina i księdza Balcera Łabęckiego, kaznodziei zborowego.
Jak skoro wszedł i przywitał gospodarza, surowem okiem rzucił w około, ruszył ramionami, pokręcił wąsa, spojrzał na swoją szarą kapotę i adamaszkowy, wytarty papuzi kontusz, i usiadł na ławce, kobiercem przykrytej, obok milczącego i zamyślonego księdza Balcera.
Z przywitania, z miny, znać było, jak szanował surowego kalwina, uważając go za wzór doskonałości i cnoty.
Nie śmiał pan Malewicz sam pierwszy przerwać milczenia, siadł cicho i częstem spojrzeniem zdawał się chcieć badać uczucia jego i myśli.
Z kilkakroć szeroko odmykanych, a potem zamykanych nagle ust, nim się z nich głos wydobył, łatwo poznać było można, jak dalece życzył sobie zacząć rozmowę i jak się razem lękał natrętnością swoją przerwać pasmo drogich uwag filozofa kaznodziei, rozmyślajągo, jak po zmarszczonem jego czole sądzić godzi się, o marności świata, lub o nicości, przestrzeni, czasie, sile, władzy i o bullach Leona