Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja już o nic nie proszę... przerwała Mama urażona — i bardzo przepraszam, żem moim listem niepokoiła.
— Ale prawdy zdrowej nigdy powtórzyć nie zawadzi — wtrącił uparty Wujaszek.
Na twarzy Mamy widziałam już kolory i wyraz gniewu, tylko się jeszcze wstrzymywała, aż nareszcie widząc, że Baron milczy — wybuchła.
— Szanowny bracie — zawołała podnosząc głos... nie jestem dzieckiem, znam życie i obowiązki moje. Oszczędźcie mi nauk i przestróg. Wyście jak ja do wygód nie nawykli; zdrowie, dzięki Bogu, macie bardzo dobre... nie wyrzucajcież biednej, znękanej, schorzałej kobiecie, że życie dla dziecka chce przedłużyć...
Myślałam, że Wujcio się przecie pomiarkuje, ale z nim... no!!
— Moja siostruniu — odezwał się, daj panie Boże innym siły i zdrowie, jak Wasze. Na twoje lata słowo daję, trzymacie się jak nie można lepiej.
Mama na wspomnienie lat spłonęła, bo to było umyślnie dla ukąszenia powiedziane... Baron wstał z krzesła i zbliżył się do Wuja z przesadzoną grzecznością, wlepił w niego oczy i nagle rzucił pytanie:
— Posiał już owies pan Porucznik? Tak go tem