Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u ciebie na wieczorze, jakże w pośród hrabin ma usiąść aptekarzowa, a ty u mnie... czuła byś piżmo, jak Józia. Ja cię kocham... może kiedy z rana odwiedzę, poproszę abyś, gdy się bardzo nudzić będziesz, przyszła do mnie na kawę... na pogadankę, we dwie — ale stosunki nasze! niepodobieństwem... Mój mąż, byłby u was biedaczysko, jak okradziony... Rozśmiała się smutnie. — Zaprzeczałam przez grzeczność temu co mówiła, lecz w duszy czułam, że ma słuszność. Nigdym się nie spodziewała, ażeby Antosia tak się wykształciła — tak wyrozumniała — utyła bardzo, wygląda jak róża... tylko trochę za pełna... wesoło jej z oczów patrzy... Spytałam jej czy szczęśliwa...
O tyle o ile tylko nią być można — rzekła — mężysko dobry, poczciwy człek, pracowity, nie bałamut, lubi dom, mnie kocha... Chleba mamy więcej niż go zjeść możemy... Czegoż mam żądać, chyba aby Bóg przedłużył ten stan.
Ścisnęłam jej rękę i rozstałyśmy się, umówiwszy, że się widywać będziemy...
Śmieszna rzecz, ale gdym się do niej schyliła, aby ją pocałować — od futra jej (ma prześliczne, tumaki) zaleciało mnie coś, jakby woń tego piżma...