Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W oczach czasem mu ogień błyśnie, ale widać, jak się trzyma i broni, żeby go nie oczarować.
Mnie to irytuje i bawi razem.
Ale dziś rozmowę jakoś skierował na różne sprawy, książki, dzieje krajowe... musiałam się niemal wstydzić, bo nie mam o nich wyobrażenia. Dowiedziałam się od niego niemal po raz pierwszy, że mamy literaturę... U Mamy bo z zasady nigdy nic polskiego nie było, utrzymywała zawsze, że nasze książki pisane są dla przedpokojów... i że młodej panience uwłaczało by, gdyby się niemi zajmowała, gdy potrzebuje, koniecznie naprzód obeznać się z literaturą francuzką i angielską...
Ja bo w ogóle tego papierowego świata nie lubię... wolę żywy...
Na wszystko się zapatruje z jakiegoś stanowiska różnego niż nasze, które mi się chwilami wydaje poczwarnem. Co trzy słowa mówi o pracy. Musiałam mu przypomnieć, że to nawet podług pisma świętego, nic innego nie jest, tylko — kara Boża.
Rozśmiał się...
Zaczyna być poufalszym ze mną, ale widzę, że radby mnie nawracać na swoją wiarę... Sprzeczaliśmy się bardzo mocno, chociaż zabawnie i wesoło. Czas mi zeszedł doskonale, i cały wieczór potem głowę miałam i myśli rozkołysane.